8Sep

Fragment książki Tyra Banks Modelland

instagram viewer

Seventeen wybiera produkty, które naszym zdaniem pokochasz najbardziej. Możemy zarabiać prowizję za linki na tej stronie.

Tyra Banks podzieliła się fragmentem swojej pierwszej powieści, Modelland...jesteśmy już na skraju naszych miejsc!

Modelland
Tysiące dziewcząt wybiegły na plac jednocześnie. Obcasy stukały. Sukienki szeleściły. Fryzury zachwiały się. Piosenka przewodnia T-DOD grzmiała pulsującym rytmem.

Była jedna zasada i tylko jedna zasada: dziewczyna musi iść, aby zostać wybraną.

Poza tym nie było wcześniej przygotowanego wybiegu, po którym dziewczyny mogłyby chodzić, więc wszyscy tworzyli niewidzialne, gdziekolwiek stały. Przemocy nie zachęcano ani nie potępiano, a rodzice niektórych dziewcząt nalegali na dodanie treningu sztuk walki do lekcji chodzenia w ramach przygotowań do wielkiego dnia. Plac T-DOD był wydarzeniem „każdy dla siebie”, a dokładniej: „każda dziewczyna dla siebie”.

Dziesiątki dziewcząt maszerowały własnymi odcinkami placu, zatrzymywały się, pozowały do ​​kamer (prawdziwych i wyimaginowanych), a następnie odwracały się. Pociągi chodzących dziewczyn przecinały się z innymi. Jeden obszar za Tookie był tak zapchany ulicznymi sprzedawcami, że zwężał się w powolną, tasującą kolejkę. Niektórzy piechurzy mieli tylko tyle miejsca, by zrobić kilka kroków, zanim musieli się zatrzymać i odwrócić. Serce Tookiego powędrowało do młodej dziewczyny w różowej sukience z falbanami, która wydawała się znacznie poniżej nieoficjalnego wieku trzynastu lat. Maszerowała w miejscu, jakby była w zespole wiertniczym.

click fraud protection

Riiiip. Dziewczyna weszła na tren spacerowicza kilka stóp od Tookie i zdarła tkaninę z sukienki. Obie dziewczyny upadły na kupę. Szwendacze za nimi przeszli nad ciałami i szli dalej.

Rozbić się. Biało-kremowy nadmuchiwany namiot De La Crème runął, gdy weszły do ​​niego dwie rozrabiające dziewczyny. Uf. Dziewczyna, która wyglądała, jakby nigdy wcześniej nie chodziła na obcasach, potknęła się, łamiąc czubki obu szpilek. Dwie dziewczyny wdały się w bójkę pod koniec ich prowizorycznego wybiegu, staczając się na ziemię. „Kenia, użyj ruchu Gyaku Zuki!” jej matka krzyczała. „Odwróć uderzenie włochatej wiedźmy! Ale uważaj na swoje włosy, kochanie!

Tookie odwrócił się. Owłosiona wiedźma to Abigail Goode, z bokobrodami w pełnej krasie, słabym wąsem nad górną wargą, nieogolonymi włosami na nogach pokrywającymi jej łydki, włosami pod pachami kołyszącymi się na wietrze i DOWN WITH RAZOR! znak pikiety wciąż w jej rękach. Dziewczyna, z którą walczyła, wypróbowała na niej ruch karate, ale Abigail umiejętnie uniknęła jej ciosu.

Wskaźnik zazdrości Tookiego gwałtownie wzrósł. Nawet Abigail rywalizowała? Rozejrzała się jeszcze trochę. Właściwie nie tylko kwalifikujące się dziewczyny chodziły, ale także wiele innych osób. Starszy mężczyzna na skuterze elektrycznym uśmiechnął się do tłumu, gdy kierował pojazdem z rękami na biodrach. Dwie nieszczęśliwe kobiety, ubrane w sukienki z worków na śmieci i zniszczone dresy, szły, pchając wszystko, co posiadały, w wózkach sklepowych, poganiając każdą przechodzącą dziewczynę. "Kochanie, chciałbyś mieć to tak jak ja." „Wracaj, wiosenne kurczaki – wiek przed pięknem, panie!” Tookie zachichotał, kiedy zauważyła że nawet niektórzy z protestujących porzucili swoje znaki „UCIEKAJCIE, NIE CHODZIĆ” i energicznie wymachiwali, skandując: „Kobiety, chodźmy spacerować! Uśmiechnij się do kamer! T-DOD, to się kołysze. Podkręć muzykę, zagrajmy!

Kilku pijanych chłopców spoza bramy wkroczyło do akcji, krocząc dumnie obok dziewcząt w przesadnych, długonogich susach. Jeden facet objął ramieniem talię dziewczyny, ale ona go odepchnęła. Fotografowie i operatorzy starali się uchwycić każdą chwilę, wyświetlając różne obrazy na ekranach obok sceny.

Bum, bum, bum. Muzyka biła dalej. Największy ekran pokazywał pozostały czas na chodzenie. Dwanaście minut, dwadzieścia sekund. "Idź, Mirracle, idź!" Pani. — krzyknął De La Crème. Myrracle zatoczyła się kilka stóp od zawalonego namiotu i stała tam, wpatrując się w walczących z wybałuszonymi oczami, zamrożona w miejscu. „Nie zamrażaj! Obudź się skarbie. Musisz to zrobić!"

"Tak, Mirracle. Możesz to zrobić. Chodź! - nalegała Tookie, trzymając siostrę za ramiona i patrząc jej w oczy, próbując nawiązać połączenie. „Tańcz w duchu, ale nie w ciele” – powtarzała w kółko. Potem odwróciła Myrracle, położyła ręce Myrracle na jej biodrach i szepnęła jej do ucha: "W lewo, potem w prawo, potem w lewo, potem w prawo..."

Myrracle nagle wyrwała się z transu i zaczęła wykonywać polecenia Tookiego. Tookie zeskoczyła z drogi, by obserwować swoją siostrę. W połowie wyimaginowanego wybiegu Myrracle zaczęła kołysać biodrami i potrząsać ramionami w rytm zaraźliwej muzyki, która przebijała się przez odgłosy tłumu.

"Nie tańcz!" Pani. De La Crème ryknął, dając Myrracle szczyptę. „Jeśli zachwiejesz się jeszcze raz, staniesz się o wiele gorszy niż małe uszczypnięcie! Jeśli będę musiał wybić z ciebie ostatnie pas de bourrée, to zrobię! Teraz chodź, chodź, chodź jak Intoxibella!”

Myracle wróciła do skupienia. Jej ramiona zakołysały się delikatnie. Wysunęła biodra do przodu, tak jak nauczyła się to w ciągu wielu godzin lekcji chodzenia. Dotarła do końca wybiegu i stanęła twarzą w twarz z Abigail Goode. Obie dziewczyny walczyły o to samo miejsce do pozowania. Myrracle wysunęła spiczaste łokcie, uderzyła się w biodro i mocno wypchnęła Abigail z przestrzeni. Abigail zachwiała się w wysokich butach, uderzyła głową w podnóżek skutera staruszka i zemdlała z zimna.

Niemal natychmiast zabrzmiała syrena i Tookie usłyszał, jak ktoś krzyczy: „Dziewczyna na dół! Dziewczyna na dół! Myrracle pozowała przez długie trzy sekundy, po czym podniosła ramię i okręciła się z powrotem. Nie zadzieraj ze mną, dziewczyno, chyba że chcesz zranić wyraz jej twarzy, gdy dumnie szła z powrotem w stronę Tookie i jej rodziny.

"To mój Myrracle!" Pani. De La Crème podskakiwał i klaskał. "Odbierz to, co nasze, kochanie!" – Uh, znam cię, prawda?

Tookie odwróciła się i prawie wyskoczyła ze skóry. Obok niej stał Theophilus Lovelaces. Jego oczy błyszczały w słońcu LaDorno. Widział ją, właściwie ją widział. Jego oczy skupiły się prosto na jej. Jego słowa były przeznaczone dla niej. Tookie próbowała się uśmiechnąć, ale miała wrażenie, że jej usta zamieniły się w grymas. – Nie bierzesz udziału? – zapytał Teofil, wskazując na tłum.

Tookie otworzyła usta, ale nie mogła mówić. Nie mogła się doczekać, żeby powiedzieć: Naprawdę? Ja? Postradałeś zmysły? Ale zamiast tego wyszło skrzyżowanie skowytu, kichnięcia i bekania.

"Dobrze dla ciebie." Teofil wskazał kandydatów na placu. "To trochę szalone." Oboje zwrócili się do Zarpessy Zarionneaux, która dumnie kroczyła nad otwartym włazem, do którego właśnie wpadły trzy dziewczyny. Jej długie, proste kasztanowe włosy spływały za nią. Jej skóra lśniła w słońcu. Miała na sobie jasnożółtą sukienkę, która wydawała się naelektryzowana, i pasujące do niej żółte buty. Tookie założył, że to zespół, o którym wspomniała niedawno Lizzie, ten, o który walczyła z Zarpessą na śmietniku z ubraniami.

— Ona nawet sprawia, że ​​śmieci wyglądają pięknie — mruknął Tookie. "Hmm?" Teofil spojrzał na nią ze zdziwieniem. – Och, nic. Bolało ją, że jej pierwsza rozmowa z Teofilem dotyczyła Zarpessy. Zastanawiała się, czy nie powiedzieć Teofilowi ​​o kopaniu śmietnika Zarpessy, ale potem zacisnęła usta. Bez względu na to, jak bardzo zazdrościła Zarpessie, ujawnienie czegoś tak okropnego było po prostu zbyt podłe. – Jak się w ogóle masz na imię? – zapytał Teofil, ponownie patrząc na Tookiego.

Tookie gapił się na niego. Chciał poznać jej imię? Jej usta próbowały ułożyć słowa. Poczuła w biodrowej kieszeni przycisk T O OKE Teofila.

Nagle przeszywający głos wzniósł się ponad zgiełk. „Teofil!” Głos Zarpessy. "Lepiej pójdę." Teofil uchylił wyimaginowany kapelusz Tookiemu.

Potem odwrócił się i pomaszerował w kierunku ukochanej. „Zostało siedem minut!” Burmistrz Rump ryknął. Oślepiający neonowo-żółty błysk wypełnił niebo. Chmury zniknęły. Słońce zniknęło. Ktoś krzyknął. Wszyscy osłaniali oczy lub schylali głowy. Nawet piechurzy zatrzymali się na chwilę i zerkali w górę. Kolejny huk huknął w powietrzu. "Skauci!" ryknął głos. "Oni są tutaj!"

Harcerze? Gdzie? Tookie stała na palcach, jej serce biło jak szalone. Ludzie cofnęli się od pobliskiej latarni, która zaczęła wibrować, patrząc na nią z mieszaniną zdumienia i przerażenia. Latarnia zaczęła się wydłużać, jak długi słup teleskopowy. Pstryknąć! Rozpadł się i zmontował ponownie jako szczupła, tajemniczo wyglądająca kobieta w czarnym metalicznym kombinezonie. Jej głowa jarzyła się, jakby zawierała żarówkę.

"Skaut!" – wyszeptał Tookie. Nigdy wcześniej nie widziała go osobiście.

Głowa Skauta zaczęła mrugać, jakby ostrzegając ludzi, że stanie się coś niesamowitego. Potem kobieta podeszła do szczupłej dziewczyny z kośćmi policzkowymi tak ostrymi, że mogłyby przeciąć melona na pół, i poklepała ją po ramieniu. Dziewczyna z niedowierzaniem chwyciła się za pierś. Skaut wziął ją za rękę i jasne światło jej czaszki rozbłysło jak błyskawica. A potem... buf! Zniknęli, a latarnia wróciła na miejsce.

"Och, moje dziecko!" - zawołała matka dziewczynki, podbiegając do latarni, przytulając ją mocno i pokrywając pocałunkami. „Moje dziecko, moje dziecko, moje dziecko! Wybór z pierwszego projektu!”

W tłumie narastały kolejne westchnienia i wrzaski, gdy ogromny zegar na placu minął znak po sześciu minutach. Nagle skauci z Modellandu byli wszędzie. Asteroida spadła na ziemię, rozrzucając kawałki marmuru po całym placu i powodując histeryczne ucieczkę spacerowiczów z pobliskiego pasa startowego. Z gruzów wyłonił się oszałamiający Skaut ze skórą, która wydawała się być zrobiona z szorstkiego kamienia. Miała na sobie kostium kąpielowy, który wyglądał, jakby był zrobiony z kamieni. Poklepała wysoką, długowłosą dziewczynę w prostej, obskurnej bawełnianej sukience. Suknia nie była tak fantazyjna jak większość strojów, które nosiły inne dziewczyny, a jej przód był mokry od łez. Kiedy dziewczyna spojrzała w górę i zobaczyła Skauta, jej szczęka opadła.

– Jesteś pewien, że musisz mnie wybrać? dziewczyna jęknęła z niedowierzaniem. Zawodniczka z szpiczastym podbródkiem w sukience z bufiastymi rękawami i butach z ćwiekami wepchniętymi z przodu. "Wybierz mnie, ona tego nie chce!" Matka skromnie ubranej dziewczyny pociągnęła Skauta za ramię. „Nie, moja Desperada tego chce! Proszę, weź ją! Nie mam już pieniędzy, żeby ją nakarmić. Skaut skinął głową i chwycił szlochającą dziewczynę za rękę i oboje zniknęli w dziurze w ziemi. Natychmiast wszystkie potłuczone kulki poleciały w niebo, zmontowane, a następnie spadły dokładnie tam, gdzie znajdowały się przed zakłóceniem.

Zegar przekroczył pięć minut po lewej stronie. Wózek na zakupy jednej z bezdomnych kobiet wyleciał jej z rąk i potoczył się dziko po placu. Dziewczyny w pobliżu wózka uciekły z krzykiem. Wózek przechylił się do przodu, a stare jedzenie i poszarpane ubrania rozsypały się na ziemię. Spod zrujnowanego dobytku zmaterializował się Skaut w sukience z rozdartą we wszystkich właściwych miejscach. Pomaszerowała na środek placu i zatrzymała się przed dziewczyną o kruczoczarnych włosach, ubraną w sukienkę z ogromną krzątaniną. Matka dziewczynki, ubrana w muumuu, wyciągnęła własne ramię. "Chcesz mnie?"

Z lekkim, zmęczonym, och, jak stare zawsze przewracają oczami, Skaut dotknął ramienia córki. "Oh!" pisnęła matka. "Cóż, oczywiście, oczywiście!" Objęła córkę ramionami i gruchała, jaka jest z niej dumna, a potem puściła. Ale kiedy Skaut i córka schodzili w znoszone ubrania i zgniłe jedzenie w wozie, na twarzy matki pojawił się maleńki wyraz rozczarowania.

"Trzy minuty, pięćdziesiąt sekund!" - oznajmił burmistrz Rump ze swojej grzędy dla VIP-ów. Myrracle kroczyła dumnie, pozując i odwracając się. Pani. De La Crème obgryzała paznokcie. Pan De La Crème chodził tam iz powrotem.

Na całym placu wybuchły erupcje. Dziennikarze obracali kamery i mikrofony, próbując nadążyć za chaosem. Szwendacze z lewej, z prawej, z przodu iz tyłu wpadali na Myrracle. Przeszła dwa kroki, pozowała, odwróciła się i znowu szła. Nawet Zarpessa traciła przestrzeń, chodząc w ciasnym kręgu w pobliżu dziwnych obelisków.

"Tookie, wspinaj się tutaj, żeby twoja siostra miała więcej miejsca do chodzenia!" Za nią dowodził pan De La Crème. Tookie odwróciła się i zobaczyła swoich rodziców i Briana stojących na dachu najdzikszego samochodu, jaki kiedykolwiek widziała: wysadzany złoty low-rider z utwardzonym dachem i kołpakami, które obracały się w miejscu, nawet gdy samochód nie był poruszający. Ten krzykliwy i szykowny samochód stał zaparkowany na kawałku marmuru z ogromną szczeliną pośrodku, która wyglądała dziwnie jak znak zapytania.

Tookie posłusznie wspiął się na błyszczący zderzak. Pani. De La Crème z niepokojem porównała czas na swoim zegarku z czasem na wielkim zegarze na środku placu. Zmartwienie szpeciło jej pomarszczoną twarz. – Wciąż mamy czas – mruknęła. „Cud wydarzy się dla Myrracle. Po prostu to wiem."

Więcej błysków wypełniło niebo. Pojawili się kolejni harcerze. Kandydaci szli głodni. Wybuchły dziesiątki bójek i co najmniej sześć dziewcząt leżało na marmurowej ziemi, opatrując swoje rany. Kiedy Tookie wspinała się po bagażniku samochodu, dziwne wibracje połaskotały jej stopy. Bzzz.

Co to było?

"Pozostała minuta!" Dzwonił burmistrz Rump. Setki osób zaczęły odliczać. Pięćdziesiąt dziewięć, pięćdziesiąt osiem...
Bzzz. Bzzz. Tookie spojrzał w dół i sapnął. Pas wysadzanego diamentami dachu samochodu zamienił się w grubą warstwę błyszczącej tkaniny. Na jej oczach jeszcze większa część dachu zniknęła i pojawiła się ponownie jako tkanina. Tkanina wyglądała, jakby była spontanicznie tkana przez gigantyczne krosno. – Łał – szepnęła.

Pani. De La Crème również zwrócił uwagę na tkaninę. Uklękła na centymetr od dziwnego materiału, a potem odskoczyła w górę. "To Skaut!" Zeskoczyła z dachu. "Myrracle, to Skaut!" Brian był tuż za nią. Potrząsnął Myrracle za ramiona. "To Skaut, głupcze!" "Gdzie?" Myracle zatrzymał się w połowie pozycji. "Na dachu samochodu!" Myracle przepchnęła się obok dziewcząt i pomknęła do pojazdu. Tysiące członków tłumu odliczało teraz sekundy.

Czterdzieści pięć, czterdzieści cztery...

Pojawił się kolejny rząd materiału. Potem kolejny, potem kolejny. Myrracle wrzasnęła. „Skaut, kremowy! Skaut! Pan De La Crème złapał Myrracle z placu i pociągnął ją do samochodu. „Wszystko, do czego dążyliśmy. To wszystko się spełnia, kochanie!

Trzydzieści dziewięć, trzydzieści osiem...

Mnóstwo dziewcząt pobiegło do krzykliwego samochodu, domagając się uwagi wkrótce mającego się pojawić Scouta. Tookie przyjrzał się tłumowi, zauważając, ile osób obserwowało rodzinę De La Crème na dachu. Zazdrosne dziewczyny, wściekłe matki… nawet Teofil był z tyłu tłumu, wyglądając na rozbawionego. Ale co dziwne, nie patrzył na Myrracle, jak większość tłumu. Jego oczy były utkwione w Tookie. Jej żołądek przewrócił się.

"Tookie!" Pani. De La Crème chwycił Tookiego za kostkę. „Zejdź z kaptura! Myrracle potrzebuje swojej przestrzeni! To jest jej chwila!”

"Uh..." Tookie wpatrywał się w ziemię. Wokół samochodu było teraz tyle dziewczyn, że była jakby uwięziona. Co więcej, Myrracle nie był w stanie wspiąć się na dach, by właściwie powitać Skauta. To chwila Myrracle, pomyślał Tookie. Musiała jej pomóc.

"Chodź, Myrracle!" Dzwonił Tookie. Wyciągnęła rękę, by Myrracle chwyciła. Wymagało to całej siły Tookie, by wciągnąć Myrracle i jej dwudziestofuntową sukienkę na kaptur. Kiedy wstała, Myrracle odepchnęła Tookie z drogi, prawie przewracając ją na ziemię.

"Jestem tutaj!" – zawołał Myrracle. Stała na środku kaptura, z rękami w górze, z wysoko wysuniętym podbródkiem. "D-tahhhh!"

"Tookie, na miłość boską, zejdź z dachu!" Pani. De La Crème zaskrzeczał. "Daj Myrracle miejsce!" Ale Tookie nie chciał się ruszać. Chciała na własne oczy zobaczyć, jak to się przydarzyło Myrracle. Dach zakończył swoją transformację z diamentu w tkaninę. Nastąpiła krótka pauza i Tookie poczuł, że świat wokół niej ucichł. I wtedy cały dach zaczął się trząść.

Nagle materiał pękł gwałtownie w samym środku, zrzucając Myrracle z dachu. Upadła na ziemię prawie jak w zwolnionym tempie.

"Nieeeee!" Pani. De La Crème zawodził. Ojciec Tookiego odepchnął Briana z drogi, by złapać córkę. Warstwy tiulu falowały na jego twarzy. Nogi Myrracle poderwały się do góry.

- Wracaj tam, Myrracle! Pan De La Crème wrzasnął, wpychając but z powrotem na bosą stopę Myrracle. Pchnął ją na maskę.

Piętnaście, czternaście, trzynaście...

Rozdarcie w materiale rosło, aż pojawiła się dziura wielkości człowieka. A potem ze środka łzy wyłoniła się prawie naga kobieta i wzniosła się w niebo. Miała długie kończyny i złocistą skórę oraz nosiła błyszczące naszyjniki strategicznie umieszczone na jej klatce piersiowej i dolnej połowie. Jej twarz zakrywał wysadzany klejnotami welon. Tookie sapnął.

Włosy Skauta powiewały własnym wiatrem. Jej ramiona rozciągnęły się szeroko. Jej palce chwyciły same końce kawałka materiału, który zmaterializował się na dachu samochodu. Wydawało się, że materiał wyrósł z jej palców, będąc przedłużeniem jej ciała.

- Wow - wyszeptała Myrracle. Tookie nie mógł się bardziej zgodzić.

Fajerwerki zaczęły eksplodować w powietrzu, iskierki pokazywały liczby podczas odliczania.

Sześć, pięć, cztery...

Skaut spojrzał na De La Crèmes i majestatycznie skinął głową, wyglądając jednocześnie silnie i kobieco.

"Proszę, weź ją!" Pani. De La Crème wytrysnął. "Bylibyśmy zaszczyceni!" – zawołał pan De La Crème. Trzy dwa... A potem Skaut wyciągnęła swoją długą, smukłą, promieniście ozdobioną dłoń i skinęła. Do Tookiego.

insta viewer