8Sep

Prawdziwy powód, dla którego przeniosłem się do innej szkoły

instagram viewer

Seventeen wybiera produkty, które naszym zdaniem pokochasz najbardziej. Możemy zarabiać prowizję za linki na tej stronie.

Jak prawie każdy inny 17-latek na świecie, miałem wielkie plany, by zmienić siebie, kiedy poszedłem do college'u. Chociaż lubiłem liceum, chciałem jeszcze z college'u. Chciałam być jedną z fajnych dziewczyn, być podziwianą i podziwianą przez ludzi, którzy, no cóż, byli jak ja w liceum.

W okresie dorastania niekoniecznie byłam popularna, ale też nie byłam niepopularna. Byłem zupełnie przeciętny, na tyle lubiany, by zostać wybrany do samorządu studenckiego, ale nie na tyle lubiany, by zapraszać mnie na imprezy. Byłem szczęśliwy, ale wciąż miałem nadzieję, że studia pozwolą mi wspiąć się po drabinie społecznej.

Kiedy zacząłem rozważać opcje na studia, szybko zdecydowałem się na Ohio University, który miał najlepszą szkołę dziennikarstwa w stanie. Była to także największa szkoła imprezowa. Rok po roku OU była umieszczana na ogólnokrajowych listach najlepszych szkół partyjnych w kraju i nie umknęło mi to w tych rankingach: chciałem zdobyć dobre wykształcenie, ale chciałem też trochę poluzować.

Zostałem przydzielony do mieszkania z przypadkowym współlokatorem – studentem sztuki, który był miły, przyjacielski, oraz była królowa balu maturalnego – jackpot! Udało nam się natychmiast i wkrótce byliśmy nierozłączni. Wkrótce nasz duet stał się małą paczką, kiedy zaprzyjaźniliśmy się z kolejną parą BFF i poszerzyliśmy nasz krąg towarzyski.

Nasza czwórka prowadziła dzikie i szalone (jak dla mnie!) życie towarzyskie wypełnione imprezami domowymi, tajnymi przyjęciami w akademikach i imprezami bractwami w pobliskim bractwie, do którego należał chłopak jednej z dziewczyn. Krótko mówiąc, było dużo imprezowania – i na początku była to świetna zabawa.

Jednak po pewnym czasie poczułem się coraz bardziej wyobcowany. Impreza zdawała się zbliżać do siebie inne dziewczyny. Zawsze dobrze się z nimi bawiłam, ale nie potrafiłam utrzymać trzeźwego związku z nikim poza moją współlokatorką – która coraz bardziej zbliżała się do swoich innych przyjaciół niż do mnie.

Pewnego popołudnia zapytałem, czy ktoś chce obejrzeć film. Ktoś zapytał: „Czy możemy się przed tym upić?” W tym momencie zastanawiałem się: kiedy nie bawiliśmy się, czy ja w ogóle? lubić moi przyjaciele?

Po całej nocy picia pozostałe dziewczyny obudziły się następnego dnia śmiejąc się, szczęśliwe i gotowe do zrobienia tego od nowa. Obudziłem się chcąc płakać pod kołdrą. Wyglądało na to, że moimi jedynymi przyjaciółmi były beczki i sześciopaki – a byli to przyjaciele, których nawet tak naprawdę nie chciałem.

Wyglądało na to, że moimi jedynymi przyjaciółmi były beczki i sześciopaki – a byli to przyjaciele, których nawet tak naprawdę nie chciałem.

Pragnąłem prawdziwych, znaczących przyjaźni z ludźmi, którzy mnie rozumieli – a kiedy zacząłem zmagać się z depresją na drugim roku, moi przyjaciele albo nie wiedzieli Jak radzić sobie ze mną lub nie chciał. Jak większość studentów, świetnie się bawili i tworzyli wspomnienia na całe życie. W międzyczasie czułem się bardziej samotny niż kiedykolwiek i zacząłem odczuwać wyniszczający niepokój w dużych grupach ludzi..

W pierwszym roku wszyscy dołączyliśmy do sorority i musieliśmy razem mieszkać w naszym domu studenckim. To było dobre dla pozostałych, którzy przez cały czas uwielbiali mieć swoich najlepszych przyjaciół na korytarzu. Dla mnie był to jednak koszmar. Jako jedynaczka pragnęłam ciszy i spokoju, co rzadko zdarzało się w akademikach, ale jeszcze rzadziej w domu pełnym 50 pobudliwych sióstr. Nie było poczucia prywatności, przestrzeni osobistej ani poczucia granic.

Co gorsza, stało się jasne, że w szkole nie mam prawdziwych przyjaciół. Nadal próbowałam nawiązać kontakt z moimi siostrami, ale w tak bliskim otoczeniu stało się boleśnie oczywiste, że jestem outsiderem. Nie mogłem już tego znieść: przeniosłem szkoły na duży uniwersytet w pobliżu mojego rodzinnego miasta.

Kiedy po raz pierwszy się przeniosłem, na początku mieszkałem z mamą, co oznaczało, że nie mogłem dużo imprezować. Początkowo zastanawiałem się, jak bym zawsze zaprzyjaźnić się – ponieważ w tamtym czasie nawiązywanie więzi przy piwie było jedynym sposobem, jaki znałem.

Ale stało się coś cudownego: i tak się zaprzyjaźniłem.

Jako wymóg mojego kierunku dołączyłem do redakcji gazety studenckiej i nie zajęło mi dużo czasu, aby znaleźć swoich ludzi. Pochylony nad komputerami, pędząc, by dotrzymać terminów i bez przerwy żartując, żeby nie załamać się pod presją, znalazłem wielu przyjaciół – bez alkoholu.

Kiedy spędzaliśmy czas, przebywaliśmy obok ludzi, których znałem i kochałem; jeszcze lepiej, moi nowi przyjaciele mogli spędzać czas na trzeźwo. Ponieważ łączyły nas wspólne zainteresowania w klasie, te przyjaźnie były bardziej autentyczne i mniej wymuszone. Istniały przed nami ze stołem do piwnego ping ponga lub bez niego.

W liceum chciałem tylko być fajnym. Ale na studiach? Dowiedziałem się, że życie wypełnione głębokimi przyjaźniami jest o wiele bardziej satysfakcjonujące niż życie na pustym imprezowaniu.